Słynna Em.
Gdy ją ujrzałam po raz pierwszy doznałam dziwnego uczucia w sercu, jak się okazało, to była miłość a co najważniejsze jedyna moja taka miłość do płci tej samej, chodź wiem, że lubię kobiety odkąd skończyłam 5 lat.
Minęło 7 lat mojej miłości do niej, 3 próby związku i 3 zerwania. Przeżyłam wszystkie, wybaczyłam dwa bo za trzecim razem była to zbyt poważna ... rzecz, w tamtym momencie, po tym co mi się przydarzyło w życiu. Chodź pamiętam że ciężko jej było, zebrać się na milionowo procentową i szczerą rozmowę.
Najbardziej chyba mnie przytłacza ten brak wyczucia momentu, za każdym zerwaniem. Bez rozmowy. Bez wyjaśnień, dlaczego. Bez obgadania naszych błędów, i bez otarcia łez na koniec.
Brakuje mi jej uśmiechu który tylko wtedy i tylko przy mnie był tak prawdziwy i niewinny, brakuje mi widoku jej najpiękniejszych oczu, brakuje mi zapachu i dotyku jej lśniących, nieco zniszczonych ale wciąż zadbanych włosów, brakuje mi podziwiania jej gdy śpi, zasypia i budzi się, brakuje mi również jej pulchnych ust o nietypowym kształcie i mokrego lecz jakże miękkiego i słodkiego języka. Brakuje mi jej. Bo tylko przy niej byłam znów szczęśliwa. Pomimo że, rok przed jej poznaniem wpadłam w depresję. A powód jej miałam. Wydobywałam z siebie to co najlepsze, o lepsze dni się dla niej starałam.
To przyznać już muszę że zabrała mi całe szczęście, chodź w sumie nie ona bo ona nim była, i być zawsze będzie. Jednak, jest to ciężkie, prawdopodobnie nikt nigdy nie pojmię, kim dla mnie była że o niej nie zapomnę. Była nadzieją, moją miłością i Światem. Była moim życiem, a teraz jestem wariatem.